Pod koniec marca po raz pierwszy wyruszam na kilka dni do Narwiańskiego Parku Narodowego.
Otwarte szerokie przestrzenie, które cudem ominęła przeklęta melioracja prowadzona w latach siedemdziesiątych. W wioskach sporo starych drewnianych chałup, a po rzece miejscowi przemieszczają się tradycyjnymi łódkami – pychówkami.
Tutaj przyroda nie zdążyła się jeszcze obudzić po zimowej przerwie, jedynie w lesie pojawiły się pierwsze przylaszczki.